Wiele osób decyduje się na zakup szczeniaka. Ale co powiedzieć o adopcji psa ze schroniska? Jakie są zagrożenia, a jakie plusy tej decyzji? W dwóch artykułach postaram się trochę o tym napisać. W pierwszym przytoczę Wam historię jednej z adopcji, a w drugiej – powiemy o konkretnych faktach.
Zapraszam do przeczytania historii:
„Decyzja była podjęta od razu: jeśli pies to ze schroniska i na pewno nie rasowy. Interesował nas przedstawiciel męski, bo wiadomo, że z suczkami – szczególnie na wioskach – więcej problemu Wiedzieliśmy też, że ten pies i my mamy wiedzieć, że to właśnie na siebie czekamy. Więc zaprowadzono nas do kojców…
Spacerujemy i oglądamy… Każdy psiak wydaje się smutny i strasznie zaniedbany, ale większość z nich jest zajęta sobą nawzajem i nas nawet nie dostrzegała. W końcu w jednym z kojców dla psów zobaczyliśmy tego jednego… Wiedzieliśmy od razu, że to nasz pies. Wiernie patrzył nam w oczy, był spokojny. Weterynarz wyprowadził psa z kojca, my daliśmy mu wcześniej przygotowany poczęstunek – tak na dobry początek znajomości i wówczas weterynarz stwierdził: „ O nie to jest suczka. Pewnie znowu przedostała się z kojca dla suczek do sąsiadujących z nią ‚panów’.”. Pierwsza myśl: „Z pewnością jest w ciąży!!!”. Weterynarz fachowo zbadał suczkę i powiedział, że absolutnie nie jest w ciąży. Nie mogliśmy zawieść oczekiwań tego pełnego nadziei psiaka – jego spojrzenie prześladowałoby nas do końca życia. I tak Pusia, bo takie dostała imię, została z nami. Pies miał mieszkać na podwórku, ale pierwszej nocy spała w domu. Nad ranem, gdy poszliśmy się z nią zobaczyć czekała nas NIESPODZIANKA. Pusia miała towarzystwo w postaci słodkiego, tłuściutkiego szczeniaka! Od razu przypomniały nam się zapewnienia weterynarza: „ Na pewno nie jest w ciąży…”.
Pusia okazała się niesamowicie wierną towarzyszką. Pokochała nas bez granic, my ją także. Miała swoje przyzwyczajenia. Nienawidziła być na uwięzi. Kochała wolność. Ale dobrze wiedziała kto jest jej panem i jak ma bronić swojego podwórka. Gdy wyjeżdżaliśmy z domu cała wioska o tym wiedziała, bo Pusia musiała głośno okazywać swoją rozpacz. Nie była zbyt duża, ale posesji broniła jak rasowy pies obronny I co jest najdziwniejsze – od pierwszego razu reagowała na nadane przez nas imię”.
Jak Wam się podoba historia? Zapewniam, że jest prawdziwa.